kirgistan #4: jeti oguz
MOTTO:
JETI OGUZ
trochę busem, a trochę stopem docieram do kurortu Jeti Oguz. miejsce znane z przecudnej urody magicznych wlasciwosci ozdrawiających, bramy wejsciowej w postaci wielkich a dostojnych Tienszan, siedmiu byków oraz niedalekiej odległości od Karakolu.
podwozi mnie rodzina szescset osobowa - po 3 minutach zostaję ciocią, ciociu, a czy mogę aparat...? obfotografowujemy się obficie, po czym mówię, że 'moja wycieczka zaczyna sie tutaj'.
w tym samym momecie tracę status cioci.
SIEDEM BYKÓW i ZŁAMANE SERCE
to skupienie czerwonych formacji skalnych (piaskowców), które komuś byki lub smutne serce przypominały. dzisiaj to znak towarowy Kirgistanu i pojawia się nawet w teledyskach.
jest i legenda: dwóch smialkow walczylo o wzgledy pieknej kobiety, dwoch zmarło; skała zas to jej połamane serce.
idę na szczyt po wydeptanej ściezce - tak długo, jak szczyt jest w zasiegu wzroku, jestem na dobrej trasie. nie ma nikogo, ani ptaków, ani zwierzat, ani tym bardziej ludzi. przestrzen i jurty w zasięgu wzroku, az tak nie umiem się wyzwolic.
w pewnym momencie materializuje się jakiś kolejny Rusłan na koniu - oni naprawdę wszyscy nazywają się tu Rusłan - szuka brata, a skoro brata nie ma, to dawaj na kunia..? boję się koni, a konie ten lęk czują; po momencie Rusłan jednak prosi, zeby zejsc uprzejmie z konia.
wracam do kurortu - z kirgijskimi chłoptasiami w kirgijskim merolu rodzicom kradzionym, merolu o niskim przyczepie. za niskim na wertepy i brak drogi.
zabieram rzeczy i w droge - jadę dzieloną taksówką do Tamgi, bo chciałabym na plażę. ale reszta za moment.