droga do Chivay. 160km, ale jedzie się ponad 3h i trzykrotnie zdobywa Śnieżkę. każdy kierowca czuje się panem swojego busa i, co gorsza, drogi. szczęśliwie uszliśmy z zyciem, a oni tak trzy razy dziennie przez 20 lat. i w koncu Chivay na horyzoncie: przejazd przez miasto:  i adios, buenas noche!

hostal La Reyna, aklimatyzacja + poszukiwanie bagażu. jedne gacie to mało i najpiękniejszy widok z kibla w świecie, dwójka siada aż miło: i myk myk myk do Chivay w nastepnym odcinku: 

Arequipa, białe miasto. notka turystyczna jeszcze przyjdzie. zgubił się bagaż i bałam się wyciągnąć aparat. pierwszy dzień na małym kompakcie, który też jest dobrym przyjacielem człowieka:              kolory modyfikowane, chciałam się poczuć jak na kodachromie

#1 w zeszłym roku nie dałam rady, ale w tym pamiętniczek z zeszłego lata jak najbardziej dzień po dniu zaistnieje. czas najwyzszy i motywacja wystarczająca, zeby ogarnąc gigabajty tego materiału. w zeszłym roku o tej porze wsiadałam na pokład. Arequipa przywitała zgubionym bagażem, chaosem i koktajlem z maki.

temu misiu, no oczko się urwało! zima za mną, czas na cos konstruktywnego - i dobrej jakości wreszcie