kirgistan #3: barskoon

rozdzial trzeci. barskoon, olbrzymia twarz jurija gagarina i sentymentalny spacer wzdluz wybrzeza.

kaji-sui okazalo sie byc strategiczna lokalizacja. raz, ze skazka, dwa ze barskoon.
nic nie jedzie, odwazam sie na pierwszego stopa w azji centralnej - po trzech minutach zatrzymują sie szasza, iwo i misza - trojka kazachow, ktorzy spontanicznie wybrali sie na narty do karakolu. chlopaki łapią mi drugiego stopa, dosiadam się do rodziny z ukrainskimi korzeniami, "ach jak pieknie bylo w truskawcu...!"
kirgizi - nawet ci ukrainscy z mojego samochodu - mają mongolsko-chińskie rysy, ale to są piękne twarze - przepełnione spokojem i zrównoważeniem. dobrze się przy nich czuje.

KIRGIZI
cukru w cukrze jest mało, zreszta jak w całej azji centralnej. wiekszosc ludzi stanowią kirgizi - jest to liczba rzędu 70%; dużo jest tu Uzbeków (14%, zwłaszcza na południu), Rosjan (8% - zwłaszcza na północy), Tadżyków, Kazachów, Ukraińców i Tatarów. 

dolinę otwiera pomniczek z licem gagarina. jurij przyjechał tu na detoks po locie w kosmos.
idę na szlak do gory, do wodospadow. szlaki tutaj to zwykle wydeptana sciezka - tak dlugo, jak ją widzisz, lub tak dlugo, jak widoczny jest cel, to znak, ze sciezka jest dobra.
przez 2h w górę nie spotykam nikogo.







spotykam za to krowy - przeraza mnie moja miejskie nieprzystosowanie do zycia z naturą. zza krów wylania sie pastuch i zrozumiec nie moze, po co weszlam; to gory do pracy, nie do chodzenia (kalosze są najlepszym swiadkiem). a zreszta zaraz zacznie padac, prosze schodzic.
chwile pozniej objawiają się inni turyści - się belgijska parka, a kilka metrów niżej holenderska rodzinka z tłustym synkiem.
schodzimy z powrotem do punktu startu przy jurcie. wlasciciel przynosi herbatę oraz piramidę faworków (borsok); o zadne nie prosilismy. nawet nie chcial pieniedzy.

BARSKOON
Barskoon to małe osadnictwo na poludniowym wybrzezu. Barskoon to również urokliwy wąwóz z dzikimi wodospadami. główna kaskada ma 24m - jest i legenda na ten temat. 
byla sobie pantera sniezna, mama trzech snieznych panterżątek. pewnego dnia poszła na polowanie, a powróciwszy zobaczyła, że jej dzieci - głuptaski...! - opuściły ciepłe legowisko i poraniły się na górzystych klify. i zaczęła mama płakać, i płakała tak długo, że jej łzy uformowały wodospad o trzech spadach. 




holenderski tato podrzuca mnie w moje tereny. rzut okiem na ruiny z intrygującymi malowidłami, ktore okazują sie byc opuszczonym centrum kultury.

AALAM ORDO
pomysł Aalam Ordo jako osrodka mobilizujacego kulturowo i naukowo upadł wraz ze zmianą prezydenta, od tego czasu opuszczone mury popadają w ruinę... od 2010 roku. 9 lat!  
na muralach zobrazowano dziką ptaszynę kirgijską, legendy i fragmenty historii, również tej niewygodnej. 

jest zimno, będzie burza - jedyna otwarta knajpa serwuje ciągle na zewnątrz, ale nad brzegiem morza. piję szescetny hektolitr herbaty tego dnia, jem szaszlyka o duzym cieple wlasciwym i patrzę na deszcz




  






















Comments

Popular posts from this blog

food goes back home