podróże do zeszłego lata #34

trzy deszczowe dni w Colonii i basta, jedziey dalej w poszukiwaniu lata. wsiadamy więc do autobusu Agencii Central (350peso urugwajskich. czy cały świat opiera się na pesos?) i po 3h jesteśmy w stolicy Urugwaju. według różnych rankingów o większej lub mniejszej wiaryodnosci, Montevideo plasuje się gdzieś na początku, jeżeli chodzi o jakość życia w Ameryce Łacińskiej. są tu uniwersytety,  dobry transport, pamięć po pierwszych mistrzoswach świata w Piłce Nożnej, brak VATu dla obcokrajowców i legalna marihuana. 
spimy na couchsurfingu. German studiuje architekturę, wybiera się w podróż dookoła świata z motywem przewodnim 'najwazniejsze dziedzictwo architektoniczne', a po godzinie nie ma juz zadnych oporów, zeby przekonac nas o słusznosci dofinansowania swojego wyjazdu. Ofelia wyglądem przypomina Shakirę - pewnie nią jest, tylko to swoisty kamuflaz; trzeci chłopiec o imieniu w mojej niepamięci natomiast serwuje naprzemiennie zioła, mate albo marie. 
wszyscy zgodnie przyznają, że gdyby mogli, to by jeszcze raz wybrali Montevideo na osrodek zycia. idzcie na miasto, zobaczycie! 
miasto załozone zostało w 1726 roku jako opozycja dla Colonii del Sacramento i karta przetargowa w hiszpansko-portugalskich sporach. rolę stolicy pełni od 1828 roku. dzisiaj mieszka tu 1.4mln mieszkanców i jest to najbardziej wysunięta na południe stolica obu Ameryk. 

jedziemy więc do centrum tego najlepszego miasta w Ameryce Południowej, a tam jakas Warszawa, szaro, zimno, ponuro i deszcz. zero energii miasta akademickiego, zero energii miasta stołecznego, ale moze to wina pogody...? nie ma nic, co przykułoby uwagę i zachęciło do pozostania na dłuższy moment. i pada. zaczynamy spacer od Plaza de Independecia, na koniu dumnie pozuje Jose Gervasio Artigus, bohater narodowy. potem stare miasto, La Ciudad Vieja i płynnie przechodzimy na wybrzeże, ponoc miały byc same plaze i występy skalne. ponoc plaze lepsze niz na Ibizie. byc moze, ale zima to nie czas na plaze. 
nie mamy czasu na deszcze, wsiadamy w nocny autobus i wracamy do Argentyny. dzien w Salto i Concordii, to tereny słynące z gorących źródeł i emeryckich przyjemności. wymoczywszy zmęczone, bezkształtne ciała, osiadamy w kolejnym autobusie i po 15h jestesmy w Iguazu. ale to w następnym odcinku. 




 





absolutnie najlepsze miasto: 















Popular posts from this blog

the quality of the jar

food goes back home